WHITE TANGO_____BIALE TANGO Donat Wadolowski-Ostoja

BIALE TANGO

Home | WHITE TANGO - english | BIALE TANGO- POLSKI | BIG GAME | DLACZEGO | DEALER | OPIEKA | JAK DOSTAC | SESJA | LAPANKA | CONTACT US

Donat Wądołowski – Ostoja

 

    

 

    

                                             BIAŁE   TANGO

 

Bill spojrzał na zegarek. –Najwyższy czas –mruknął sam do siebie – za piętnaście piąta.

-No to chłopaki, do widzenia! - Krzyknął z uśmiechem do asystentów.

-Pan Prezydent wychodzi?

-Nie. To wy wychodzicie!

-Przecież został jeszcze kwadrans?...

- Mam dwa razy powtarzać?! Spadajcie gdzie chcecie, jest przecież piątek. Zostawcie swoje karty to wam odbiję na wyjściu. A jak będę miał dobry humor to się może załapiecie na overtime.

   Nie minęła chwila, gdy zamknęły się drzwi, kiedy Bill usłyszał ciche pukanie do drzwi.

-Punktualnie- pomyślał Bill kierując się w kierunku drzwi. Zdążył jeszcze po drodze szybko przeczesać siwe włosy i użyć miętowego odświeżacza do ust. Delikatnie, tak, aby nie czynić nadmiernego hałasu otworzył drzwi. W progu stała na oko biorąc dwudziestoletnia blondynka. Jasne , proste blond włosy opadały jej aż za ramiona. Pogodna, jeszcze jakby dziecięca twarz obdarzona dwojgiem dużych błękitnych oczu, cerze koloru mleka, drobnym nosku i delikatnych pokrytych perłową szminką ustach oddawała niewinność postaci, podkreślonej długimi zgrabnymi nogami kończącymi się w miejscu, gdzie zaczynała się kusa czarna mini spódniczka. Biała koszula z krótkimi rękawami, z nie zapiętym pod szyją kołnierzykiem dopełniała wrażenia, jakby właśnie przed chwilą ta anielska niewinność wyszła ze szkoły w majowe popołudnie.

-Witaj w moim królestwie Julio- z uśmiechem przywitał dziewczynę Bill.

-Joanno!- Poprawiła go. Uśmiech Billa stał się szerszy, aby ukryć nietakt.

-Poezja... Oczywiście....Joanno – wyszeptał namiętnie Bill. – Czy nikt przypadkiem nie stanął ci na przeszkodzie w dotarciu do mnie?

-          Praktycznie nikt, nie licząc oczywiście Hilary, która przyczaiła się za rogiem i śledziła mnie do samego końca.

-          Hilary? Ależ oczywiście! Kochana Hilary...Zawsze dba o bezpieczeństwo domowego ogniska. Tylko, dlaczego ona jest jeszcze tutaj? Powinna już dawno wylecieć do Nowego Jorku na przedwyborczą debatę?

-          Może jest zazdrosna?

Czasami przyłapuję ją na tym, że jej się to zdarza., Ale nie sądziłem że akurat wypadnie to dzisiaj, tuż przed debatą wyborczą kiedy powinna być skoncentrowana, a przede wszystkim być już na pokładzie samolotu.

 

 

                                                             ******************

 

 

-          Hilary! Przestań w końcu myśleć o głupotach. Musimy wychodzić. Już dawno powinniśmy być w powietrzu.

-          Przypieprzę mu! Ten sukinsyn znowu sprowadził sobie gówniarę. Już zapomniał i zaczyna znowu myśleć fiutem . I to właśnie akurat dzisiaj. Nieprzypadkowo! Tu sprowadził sobie nową pindę, a tam gdzie jadę czeka na mnie stara pinda i dlatego jako mąż nie mógł mi towarzyszyć, klasyczny kurewski gambit!

-          Hilary, uspokój się, postaraj się ochłonąć. Pomyśl w końcu o sobie.  Tyle pracy i przygotowań ma pójść na marne przez jednego palanta... pardon prezydenta ? Jego czas dobiega końca , teraz kolej na ciebie , czas na twoją  karierę .

-          Przypieprzę mu ! Mam ochotę przyłożyć mu po gębie i to w obecności tej gówniary !

-          Daj spokój. Zrelaksuj się. A może dać ci coś na uspokojenie?

-          Tylko jedna rzecz może mnie uspokoić. Przypieprzę parę razy w tą fałszywą gębę i zaraz wracam! Jestem stuprocentowym wzorem cnót wszelkiej tolerancji , ale tej gówniarze wydrapię oczy i będzie to nauczka dla niej i dla innych gówniar jak sobie obejrzą moją robotę w telewizji!

-          Dobrze strzelisz mu parę razy, ale nie teraz, tylko jak wrócimy.

-          Właśnie, że teraz! Ta chwila czasu, którą stracę nadrobimy w powietrzu.

-          A czy przypadkiem nie wpadłaś na ten pomysł, że to może być prowokacja?

-          Prowokacja?

-          Tak! Po pierwsze na przykład, aby cię wyprowadzić z równowagi i to dokładnie przed debatą. Po drugie jakiekolwiek ekscesy na tym terenie natychmiast znajdą swój oddźwięk w mediach, bo zawsze znajdzie się jakaś anonimowa wysoko postawiona osoba, która nie omieszka wnieść swojej kontrybucji do wiecznie głodnych brukowców za symbolicznego dolara. A my zamiast iść do przodu z kampanią wyborczą, będziemy udzielać wyjaśnień, odpowiadać na najgłupsze pytania wniebowziętych mediów, uszczęśliwionych, że znowu coś się fajnego dzieje w okolicach Pierwszej Podręcznej Sypialni Białego Domu.

-          Mhm...palant jeden. Zrobił ze mnie pośmiewisko, a teraz chce zrujnować moją karierę!

-          Wiesz, co? Mam jeden szatański pomysł. Od dawna mi już chodzi po głowie. To jest lepsze niż jakieś tam mordobicie. Chodź! Idziemy. Opowiem ci w samolocie.

-          Nie blefujesz?

-          Nie. To cię lepiej zrelaksuje niż niejedna bójka lub tabletka uspokajająca..

-           

                                                                      *********

-           

-          Teraz rozumiem, że Pan Prezydent wybrał najbardziej odpowiedni termin, aby początkująca stażystka mogła zapoznać się z pracą gabinetu Prezydenta.

-          Joanno...Panno Joanno-poprawił się Bill- zwróciłaś się do mnie sama w pewnym momencie o umożliwienie zapoznania się z mechanizmami funkcjonowania gabinetu Prezydenta i ja jako Prezydent przystałem na to wybierając do tego najbardziej odpowiadający przede wszystkim ze względu na pannę porę dnia moment, a również porę umożliwiającą mi poświęcenia jak najwięcej pannie czasu. Gdybym kandydował na następną kadencję prezydencką, mogłaby to panna Joanna odebrać niewłaściwie, na przykład jako agitację polityczną, lub prywatny wiec przedwyborczy, lecz niestety... niestety jest to moja ostatnia kadencja i wszystko, co mogę zrobić to z głębi całego mojego serca poświęcić tę małą chwilę na kontakt z młodzieżą. Nie jakiś sztucznie zaaranżowany, ale bliski, który może za kilka, kilkanaście lat zaowocuje dorodnie, kreując wielką postać na naszej arenie politycznej... Pamiętam to wydarzenie jakby to było dzisiaj. Miałem wtedy szesnaście lat, a więc prawie w twoim wieku, kiedy wytypowano mnie w gimnazjum na wyjazd do Waszyngtonu na konferencję młodzieżowych liderów, Boys Nation. Zostaliśmy zaproszeni do Białego Domu, aby spotkać się z Prezydentem Kennedym. W Ogrodzie Różanym byłem w pierwszym rzędzie delegacji i pierwszym, który uścisnął rękę JFK. Właśnie to wydarzenie wytyczyło cel w moim życiu, zostać Prezydentem. JFK nie pociągnął długo, a ja po Dallas jeszcze bardziej upewniłem się, że muszę wrócić do Białego Domu, kontynuować dzieło Wielkiego Prekursora.

-          A może coś takiego jak kariera Moniki?- zaciekawiła się Joanna przekręcając głowę na bok.

-          W sensie stricte, nie określiłbym tej kariery aż tak pozytywnie - odparował Bill z uśmiechem bardziej już szczerym, gdyż zauważył, że ta mała zaczyna mu się coraz bardziej podobać, a całe to przekomarzanie się zaprowadzi go na pewno w dobrym kierunku.

-          Ale nieźle nachapała się szmalu, czego nie można powiedzieć o...

-          Wiem, wiem – przerwał jej Bill – to tak samo jak z pensją prezydenta, człowiek pracuje dwadzieścia pięć godzin na dobę, za zarobki ciągle te same, żadnych nadgodzin, żadnych premii, a pierwszy lepszy z brzegu pismak, jak już nie ma żadnego tematu do opisania, to bierze się za Biały Dom, bo najbezpieczniej, nikt nie będzie go skarżył, a w najgorszym wypadku rzecznik prasowy Białego Domu ogłosi dementi.

-          Jakiż, zatem jest przywilej bycia prezydentem?

-          Żadnych przywilejów, same kłopoty, a cel tylko jeden: służenie narodowi... A propos panno Joanno zapomniałem o najważniejszym... Musi się panna wpisać do księgi gości.

                   Bill podszedł do prezydenckiego biurka i otworzył leżącą tam białą książkę. Joanna podążyła za nim i pochyliła nad książką. Chwilę wpatrywała się w miejsce, które wskazywał jej Bill wskazującym palcem, a następnie zaczęła powoli przewracać kartki.

-          Co? Co to jest?- Zapytała.

-          Z uwagi na bezpieczeństwo Prezydenta, oraz na wypadki z przeszłości  w celu niedopuszczenia do żadnych później z tego wynikających niedomówień, jest to dokładny opis zdarzeń od wejścia do wyjścia panny Joanny  sygnowany przez samą pannę Joannę...

-          Ależ chwileczkę, jakim sposobem? Przecież jestem tu dopiero od pięciu minut, a mam podpisać to, co się stanie za kilka godzin?

-          Panno Joanno. Ta książka jest wyłącznie do mojego użytku, jest również i kopia dla panny. Problem polega na tym, że ja jako Prezydent nie mogę wierzyć wszystkim na słowo, po to by później trząść się ze strachu przed sądem, kongresem, senatem i jeszcze główkować, aby odpowiadać na idiotyczne pytania adwokatów, senatorów i kongresmanów. Oczywiście uważam, że mają oni prawo zgodnie z konstytucją do zadawania różnego tego typu podobnych perwersyjnych, wyuzdanych i prostackich pytań, z tą oczywiście różnicą, że powinni je zadawać na przykład swoim psychiatrom, wróżkom lub używając telefonu zaufania. Ta książka zostawia nas w jak najlepszym świetle i nie powoduje ujemnych konsekwencji na przyszłość dla żadnej ze stron.

-          A więc?

-          Nie widzę żadnych przeszkód, aby panna to podpisała... Ja też jestem gotów. O proszę! – Bill ujął w swoją dłoń elegancki długopis i złożył zamaszyste podpisy na dwóch egzemplarzach i podał długopis Joannie. Joanna przygryzła mocno wargi.

-          A niech tam! Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

-          Czasami do raju –odparował Bill, gdy Joanna złożyła podpisy.

-          Ładnie tutaj- zauważyła Joanna.

-          Ale tylko od czasu do czasu. Najczęściej jest tu bardzo nerwowo i prozaicznie. Kongres, Senat, Pentagon, CIA, FBI, Secret Service, Bliski Wschód, Daleki Wschód, Rosja, Europa, Chiny, Japonia, Irak, Kosowo i tak dalej i tak dalej. Ale co ja pannę będę nudził, przecież o tym wszystkim można dowiedzieć się z telewizji i gazet, a panna tu przyszła zobaczyć to, czego inni nie będą mogli nigdy zobaczyć w swoim nudnym życiu. Postaram się to jak najszybciej pokazać, bo zostało nam już niewiele czasu do piątej. Proszę tu jest moje prezydenckie biurko, przy którym zapadają wszystkie najważniejsze decyzje. Na tym biurku podpisuję wszystkie ustawy lub je wetuję. Ten telefon czerwony służy do bezpośredniego połączenia z prezydentem Rosji. Ten drugi czerwony to gorąca linia z Pentagonem. Ten trzeci czerwony telefon służy do...-Bill przerwał swój wywód, w momencie, gdy zabytkowy zegar zaczął wybijać godzinę piątą.

-          Piątek, piąta! Weekend! Nasza oficjalna część wizyty dobiegła końca. –oznajmił Bill.

-          Jak to? Nie rozumiem, tak szybko?- zawiedzionym głosem spytała Joanna.

-          Czego nie rozumiesz Joanno?- zawadiacko uśmiechnął się Bill.

-          Czy, czy to już koniec mojej wizyty?

-          Dostrzegam, że czujesz się bardzo zawiedziona.

-          Nie, tylko myślałam, że...że...

-          Cała Ameryka zaczęła właśnie weekend. Czy ja tylko, dlatego, że jestem prezydentem, nie mam prawa do takich samych praw jak inni Amerykanie, prawa do weekendu? –Bill zdjął marynarkę i poluzował krawat.

-          Ależ oczywiście Panie Prezydencie – pośpiesznie zapewniła go Joanna.

-          Panie Prezydencie? –Bill uśmiechnął się zawadiacko i wzruszył ramionami – Moja droga Joanno, mam na imię William, zdrobniale możesz mówić mi Bill.

-          Ależ... jak to?

-          Masz coś przeciwko temu?

-          No nie – zawahała się – tylko, że...

-          Że już mamy weekend. Ja też chcę mieć swoje prywatne życie. Nie chcę być osobą publiczną przez dwadzieścia pięć godzin na dobę...i od pewnego już czasu trzymam się ściśle tych reguł. Z małymi wyjątkami oczywiście. Czasami trzeba tu i ówdzie poderwać eskadrę bombowców lub przerzucić flotę morską z jednego oceanu na drugi, ale to są wyjątki. Zresztą zdarzają się nie częściej niż raz na miesiąc. I chyba tylko wtedy najbardziej czuję się prezydentem, gdy naszym chłopakom uda się rozwalić jakąś podejrzaną budę... Ależ, ależ, o czym ci ja tutaj truję! Zupełnie mi to do głowy nie wpadło, że być może zupełnie z innych powodów nie chcesz abym zwracał się do ciebie po imieniu?

-          Absolutnie nie. Jestem tylko onieśmielona tą propozycją.

-          Wiem coś o tym. Młodzież. Macie swoje własne metody na przełamywanie lodów. Myślę, że jeszcze nie zapomniałem. Może przejdziemy do mojego prywatnego pokoju obok? – Bill objął prawą ręką od tyłu talię Joanny popychając ją ze sobą.- Nie chcę, aby później niezależny prokurator federalny miał pretensje do mnie i wydawał następne dziesiątki milionów dolarów z kieszeni podatnika, tylko dlatego, że poplamiłem szampanem prezydenckie biurko.

-          Kennnet?

-          Nie. Francuski oryginalny najlepszy szampan.

-          Miałam na myśli prokuratora.

-          A ja szampana...

 

                                               ********************

 

   Silniki samolotu pracowały monotonnie. Hilary próbowała zająć się spoglądaniem przez okno, aby oszukać narastające podniecenie. Ale wielokrotnie łapała się na tym, że ją to absolutnie dzisiaj nie interesuje. Próby sprowokowania krótkiej drzemki także spełzały na niczym. A najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że absolutnie przestała myśleć o celu podróży – debacie. To, co usłyszała, od razu zakwalifikowała jako wariacki pomysł. Taktycznie wariacki, bez najmniejszych szans, mogący zaistnieć jedynie poza marginesem prawa, a już na pewno daleko poza marginesem etykiety. Ale operacyjnie! Właśnie operacyjnie! Analizując szczegóły operacyjne dochodziła do przekonania, że podobne przypadki mają miejsce o każdej porze dnia i nocy, od Wschodniego do Zachodniego Wybrzeża, a najzabawniejsze było to, że najzwyczajniej w tym kraju zawsze się udawały, bo możliwości takie stwarzało prawo.

-          A co z Secret Service? Tylko oni mogą zepsuć całą imprezę, bo są ciągle pod ręką.

-          Tylko oni, ale dlatego, że są wiecznie wszyscy pod ręką, tym bardziej mogą zostać szybko zneutralizowani. Co do pozostałych służb, to poza nielicznymi pionkami, reszta będzie zajęta ochroną własnych dup i próbą łapania nowego wiatru w swoje żagle. Postaramy się to precyzyjnie rozegrać. Metoda kija i marchewki.

-          Postaramy? My? Jaką przewidujesz dla siebie rolę?

-          Numer Dwa.

-          Chciałam tobie to zaproponować, ale nie byłam pewna czy o to tobie chodzi.

-          Potrzebuję dłuższego odpoczynku i stałego dochodu, a to jest najlepsze miejsce.

-          Myślałam, że odpowiadałaby tobie bardziej dynamiczna pozycja.

-          Moja droga, dynamiczna pozycja wymaga dynamicznej statyki, jaką jest ciągłe trzymanie się obiema rękami wysokiego stołka i dyskretnym balansowaniem półdupkami, aby nie nabawić się klinicznych odleżyn.

-          A więc kiedy?

-          Musimy przeanalizować potencjalne terminy i okoliczności. Muszę mieć jego rozkład jazdy.

-          Z oficjalnym nie ma problemu. Nieoficjalnego praktycznie nie ma. Myślisz, że taka okazja jak dzisiaj z tą smarkulą mogłaby posłużyć jako pretekst do rozpoczęcia akcji?

-          Negatywnie. W tym punkcie nie potrzebujemy żadnych świadków. Mogę cię o coś poprosić?

-          Tak. Słucham.

-          Jesteśmy w drodze na debatę. Jeżeli nie chcesz myśleć teraz o debacie, to nie myśl, ale postaraj się odprężyć i przede wszystkim nie myśl o tym, o czym rozmawiałyśmy przed chwilą.

-          Dlaczego nie? W tym układzie ta debata, to występ za torebkę fistaszków!

-          Dlaczego nie miałabyś zagrać dwudrogowo?.. łatwiej wtedy trafić pewniaka.

 

 

                                                                        *****************

 

-Czuję, że jesteśmy dzisiaj na fali. To jest historyczny dzień nie tylko w moim życiu. Jak tam bankiet?

-Przygotowany w stu procentach. Mamy więcej zgłoszeń, niż się spodziewaliśmy, było trochę kłopotów, ale od przybytku głowa nie boli. Wszyscy poważnie myślący o interesach postawili na jedynego pewnego faworyta . Na ciebie Rick! Nowy epizod ,Rocky Zdobywca. Masz fotel senatora w kieszeni. Nie ma cudów. Zagrasz swoją rolę tak jak ustaliliśmy i odbijamy szampana.

-A jak media?

-Oczywiście, że w tym układzie typują ciebie na faworyta. Ale pojawiło się wiele złośliwych komentarzy, że to był nasz pomysł, aby dokooptować trzeciego kandydata. Miejmy nadzieję, że zostaniesz tym, który będzie miał jeszcze włosy na głowie, bo baby sobie nie odpuszczą przebytych urazów, pójdą na całość i powyrywają sobie nawzajem wszystkie włosy. Śmieją się też, że to może być i robota Billa, bo wtedy wzrastają jego szanse na przeżycie po skończonej kadencji z jednej drugiej do dwóch trzecich.

-          Zatem na razie nikt nie dopuszcza myśli, że jest to dosyć oryginalna metoda na przetarcie drogi do Hollywoodu?

-          Dziewczyna nie czytając w swoim życiu żadnej książki, napisała książkę, a gdy zaczęła ją sprzedawać i reklamować, Bill dla odwrócenia uwagi od zabawy siusiakiem zaczął bawić się w wojnę i przyrąbał na Bałkanach tak efektownie, że potencjalni nabywcy, niezwykle purytańscy obywatele, zamiast myśleć o cudzej, zaczęli myśleć ze strachu o własnej dupie. Dlatego ówczesny spadek zainteresowania dziewczyna pragnie nadrobić teraz , bo taka okazja już się nie powtórzy.

-          Ha, ha, ha. Za ile wyruszamy?

-          Pół godziny. Tyle masz czasu na relaks. Wykorzystaj go, bo później bankiet może być męczący. W drodze na debatę trochę ci jeszcze podładujemy akumulatory, abyś mógł się przebijać do celu na pełnej mocy.

   

 

                                                                        *********************

 

 

-Jak tu przytulnie !- zachwyciła się Joanna.

-          To się jeszcze okaże , mam nadzieję – mruknął do siebie Bill wyciągając korek z szampana.

-          Dlaczego nie strzelił ?

-          Z szampanem to jak z kobietą , na początku trzeba delikatnie – wyjaśnił Bill nalewając do kieliszków.

-          Boisz się aby nikt nas nie usłyszał ?

-          Też prawda.  Nie mam zamiaru dzielić się z kimś trzecim , tym co zostało zaplanowane na dwie osoby. Nie wyobrażasz sobie ilu tu się kręci w tej okolicy klasycznych ochlajtusów , wyczują nawet przez ścianę pod dowolną postacią kroplę alkoholu.

-          Z Moniką też piłeś szampana?

-          Oczywiście, że nie. Miała inne gusta.

-          Kubańskie cygara?

-          A propos, czy wiesz jaka jest różnica między wdzięcznością babską a UFO?

-          Nie wiem.

-          Też dobra odpowiedź, ale zasadniczo to taka, że UFO już ktoś widział, a nawet opisał.

-          Bill czy nie za bardzo chciałbyś wszystkie kobiety zaszeregować do jednej szuflady?

-          Nic nie wspominałem o kobietach . Na pewno nie do jednej szuflady. Przecież są i kobiety ładne, a nawet i ładniejsze.

-          Czy ty tylko widzisz w kobietach to czy jest ładna lub nie?

-           Czy wiesz, że od kiedy zaczęto przyznawać nagrody Nobla , nikomu nie udało się jej otrzymać za okrycie rozumu u ...-Bill zawiesił głos.

-          No dalej dokończ.

-          Może być i powabna. Czasami brak urody da się nadrobić w inny sposób.

-          Jak przez makijaż?

-          Przyprowadzasz mi na myśl Madelaine . Nie znoszę jak mi się kręci rano w moim biurze przy porannej kawie, mam wówczas cały czas wrażenie , że ta tapeta wykreowana z funtów pudru odpadnie w pewnym momencie i wleci prosto do mojej kawy... Niekoniecznie makijaż. Body language. Sposób poruszania się, mówienia, zainteresowania sobą.

-          Masz na myśli Paulę?

-          Nie, absolutnie nie. To było z litości. Powinna być mi wdzięczna.

-          Za co?

-          Za moje miękkie serce. Próbowałem jej to wyjaśnić na motylkach, ale nie załapała. Gdyby nie ja to do tej pory nie wiedziałaby skąd się biorą dzieci i do końca życia byłaby przekonana, ze to służy tylko do siusiania.

-          Ale w jednym miejscu jesteś twardy facet, w każdym calu.

-          Nasza dyskusja staje się tak gorąca, że za chwilę zagotuje się nam szampan.

-          Twoje zdrowie , Joanno!

-          Nasze zdrowie!

-          Nasze zdrowie- Bill wypił jednym haustem i przyciągnął do siebie Joannę. Nie stawiała oporów. Objął ją z tyłu dociskając do siebie dłońmi opartymi na spódniczce. Ustami odnalazł jej usta .Wymknęła mu się na chwilę.

-          Oblałam się szampanem.

-          Zaraz wysuszymy.

-          Czyś ty się viagry nałykał . Przecież w twoim wieku to tylko kołnierzyk od koszuli stoi...

-          Pewnie znowu mi Hilary dosypała do kawy. Ciągle marzy. Jesteś cudowna – Bill znowu wpił się w jej usta, majstrując dłonią przy zamku błyskawicznym od spódniczki.

-          Co robisz?- oderwała mu się od pocałunków na chwilę bardziej dla pozorów niż ze strachu.

-          Musimy gdzieś tę kieckę wysuszyć. Cała jest mokra od tego szampana.

-          Przecież nie kiecka, tylko koszula jest mokra.

-          Też się nią za chwilę zajmę...

 

 

                                                  *******************************

 

-          Bardzo dobrze! Bardzo dobrze. Jest tak jak chciałem. Jest tak jak to widziałem w mojej wyobraźni. Delikatny , gustowny makijaż i włosy spięte do tyłu. Dobrze podkreślony profil .Moniko! Jesteś czarnym koniem, ale dzisiaj wyglądasz nie obrażając ciebie jak Królewna Śnieżka. Kiedy będziesz mówić staraj się patrzyć w stronę adwersarza , wtedy kamera łapie cię w profilu. Delikatny uśmiech, nawet gdyby doszło do ostrego ścięcia, nie możesz pozwolić sobie na żadne szydercze uśmiechy. Grasz rolę podstępnie skrzywdzonej, niewinnej młodej kobiety, która mimo doznanych krzywd znalazła receptę aby dać radość i szczęście swoim wyborcom

-          Wydaje mi się , że Hilary będzie chciała mnie znokautować w pierwszych minutach, aby potem zająć się Rickiem.

-          Oczywiście Moniko, ale nie zapominaj , że będziesz miała za sobą całą młodzież , a oni też niejedno mają na swoim sumieniu i jak zawsze rewolucyjnie nastawieni do życia, a starsza pani może tylko liczyć na starsze panie z podobnymi przejściami.

-          Jednak mam tremę.

-          Jesteś pod naszą ciągłą opieką. Będziemy prowadzić ciebie jak po nitce. Staraj się nie manipulować przy klipsach, aby  nie dać powodów do podejrzeń, że masz tam zainstalowane słuchawki. W razie jakichkolwiek problemów z odbiorem najpierw staraj się zmienić kanał, lewy górny przycisk w twoim zegarku, gdyby to nie pomogło użyjesz lewego dolnego przycisku, który uruchamia prawy klips, pracujący na awaryjnej częstotliwości. W ostateczności zostaje ci jeszcze telefon komórkowy.

-          Czy tamci będą posługiwali się tym samym systemem?

-          Niekoniecznie tym samym, ale na pewno podobnym.

-           

 

                                                                     *****************

 

 

-          Świeżo po szkole , co ?- zagaił  na początek  sierżant Steve Grant.

-          Tak jest panie sierżancie !

-          Długo jeszcze chcesz pożyć?

-          Co ?!- rozdziawił gębę Tom, ostatni wypust przyspieszonej szkoły policyjnej.

-          Chyba czegoś nauczono was w tej szkole ? Nie uczono was, ze policjanci dzielą się na tych co chodzą po ziemi i na tych co już leżą pod ziemia?

-          Nnnie...

-          Wiec zanim przystąpisz do pracy pomyśl sobie  ile chciałbyś jeszcze pożyć. No ile?

-          Chyba dłużej panie sierżancie.

-          I to jest prawidłowa odpowiedz. Będziemy jeździli ta sama gablota, wiec możesz mówić mi Steve. Jestem już dziesięć lat policjantem i żyje. Będziesz trzymał ze mną sztame , to nauczysz się jak być żywym policjantem , a awanse przyjdą w swoim czasie.

-          Tak jest panie sierżancie, tak jest Steve.

-          Więc wszystko w porządku. Zaczynamy nasz rutynowy patrol. Mam swoją regułę i każdy dzień zaczynam od innego miejsca. Dzisiaj wypada według mojego grafiku dzień chiński. Lubisz chińszczyznę?

-          Ujdzie.

-          No to w drogę.

                           

                                                         ***********************

 

Bill oddychał ciężko leżąc roznegliżowany u boku równie skromnie odzianej Joanny na szerokiej sofie.

-          Jesteś szatan. Skąd u ciebie tyle energii?- szeptała Joanna oddychając szybko z zamkniętymi oczami.

Bill przyjrzał się jej uważnie; wyssana z ust szminka, trochę naruszony delikatny makijaż, ale te wypieki na twarzy i szyi dodawały tej małej dodatkowej urody i ponętności. No i to delikatne białe ciało , stworzone jak gdyby tylko do najdoskonalszej miłości , ciało , które przed chwilą udało mu się tak fantastycznie opanować i co najważniejsze już za pierwszym razem odnaleźć wspólny rytm, zsynchronizować maksymalną amplitudę namiętności i potrzeb obojga partnerów.

-Cygaro- Bill podniósł się z sofy i ruszył w kierunku sekretarzyka na którym stało pudełko z cygarami.

-Och Bill, daj na chwilę spokój, nie bądź taki raptus, zdążymy może jeszcze nie raz powtórzyć, tylko daj mi na razie kila sekund , abym mogła zejść z tego szczytu. Byłeś boski.

-Chciałem zapalić cygaro.

-Jeżeli o mnie chodzi to nie piszę się na żadne numerki z zapalonym cygarem.

-          Zdaje mi się kochanie , że jesteś zbyt przewrażliwiona po lekturze brukowej prasy.

-          Coś nie coś tam czytałam.

-          Wiadomo co przecieka do takich gazet. Samo szambo.

-          A dlaczego ty jako prezydent do tego dopuściłeś? Nie zaatakowałeś ani razu.

-          Wymiana poglądów może mieć tylko miejsce jeżeli podmioty prowadzące dialog są na mniej więcej tym samy poziomie, moja droga. Użeranie z brukowcami znaczyłoby tylko tyle co zejście do ich poziomu, do poziomu bagna. Zresztą też mieliśmy jedną szansę, aby odgryźć się Kennethowi, ale wyższe względy zadecydowały o tym , że nie puściliśmy tego w kołowrót maszyn drukarskich.

-          Mieliście coś na niego i nie wykorzystaliście?

-          Pewnie że tak .

-           I tak mi nie powiesz.

-          Dlaczego nie? Jesteśmy tutaj sami, bezpieczni. Nie muszę się ciebie obawiać, podpisałaś. Nikt i nic nas nie podsłuchuje.

-          Opowiedz- Joanna przeciągnęła się, ułożyła wygodnie i przymknęła oczy- zamieniam się cała w słuch.

-          Historia między mną a Kennethem ma swoje odległe korzenie. Nawet nie zdawałem sobie długo sprawy, że kiedy jeszcze byłem młodszy , poderwałem jedną sekretarkę. Traf chciał , że było coś między nią a Kennethem, w każdym razie brał tą sprawę bardzo poważnie, na tyle poważnie , że mogło się to zakończyć przed ołtarzem. Jednak po burzliwym acz krótkotrwałym romansie ze mną, panienka stwierdziła prosto w oczy zawiedzionemu amantowi, że w dobie szalejącej rewolucji seksualnej i technicznej oraz szalejącej emancypacji, woli zaspokoić swoje ambicje seksualne przy użyciu nowej generacji wibratorów, przy okazji nic nie tracąc na ambicjach zawodowych. Wibrator , argumentowała – Bill przypalił cygaro i delikatnie zaciągnął się aromatycznym dymem- wibrator można zawsze wymienić na lepszy, koszt utrzymania to kilka baterii wystarczających na kilkanaście dobrze udanych seansów, podczas gdy narzeczony, ewentualny kandydat na męża nie potrafi poradzić sobie do końca nawet z jednym. Kenneth chwytał się różnych sposobów leczenia, o rezultatach nikt nie miał pojęcia , aż do momentu ...-Bill zawiesił głos , pociągnął dym z cygara.

-          Nieźle. Więc dlatego wolał się grzebać w twoich sprawach łóżkowych, aby wynagrodzić sobie niepowodzenia ze starych lat. Czy ty i twoi ludzie nie mogliście także i jemu wykręcić jakiegoś numeru?

-          To był właśnie ten moment. Wyszliśmy z założenia , że klin wybija się klinem. Kenneth babrał się z Moniką, więc trzeba było mu podsunąć podobny egzemplarz. Kandydatek nie brakowało, bo i stawka była wysoka. Wybraliśmy jedną sex bombę. Bujnie rozwinięte dziecko. Z wyglądu osiemnaście , dwadzieścia lat. W metryce ukończone trzynaście. Fantastyczne warunki fizyczne. Dziecko szybko zapaliło się do pomysłu, przy przychylnym spojrzeniu rodziców. Susan , bo tak jej było na imię, wzięła się ostro do roboty. Przez trzy tygodnie od rana do nocy pobierała nauki u najlepszego fachowca od sztuki aktorskiej. Wreszcie mała była gotowa. Można było wprowadzić ją na salony. Już przy pierwszym podejściu Kenneth chwycił haczyk. Po paru drinkach był tak napalony , że prosto z parkietu tanecznego zaciągnął Susan na górę do sypialni. Sprawiedliwie dodać trzeba , że gówniara wykazała niezwykły talent. Pięć minut i trzydzieści sześć sekund od momentu pierwszego zetknięcia na parkiecie tanecznym z niezależnym prokuratorem do chwili gdy pojawili się w sypialni. Przy czym Kenneth nie reagował na nią jak na zwykłą dziwkę, ten facet był dosłownie zahipnotyzowany, żeby nie powiedzieć bardziej wulgarnie zajebiście zakochany. Otworzyli drzwi do sypialni, a kiedy już byli w środku i Kenneth je zamknął , było już po wszystkim. Dał plamę w spodnie. Susan wykazała spory refleks i sprzedała mu kit na prawach komplementu, że jest bardziej męski i szybszy niż jej idole: Superman i Batman razem wzięci. Kenneth był wniebowzięty. Po paru minutach , gdy mu się wyrównał rytm serca, zaczął ponawiać niezdarne próby , aby stanąć na wysokości zadania. Ale to było już wszystko tego wieczora na co go było stać, więc jak uczniaki na lekcyjnej przerwie za szkołą w krzakach pobuźkali się trochę i odłożyli szczegóły do następnego spotkania w weekend. Susan przygotowała się trochę lepiej, mając na uwadze chroniczną niemoc niezależnego prokuratora. Kilka niebieskich pigułek. Kenneth przybył punktualnie na miejsce spotkania w uroczej garsonierze. Susan była tak bosko dyskretnie ubrana i pomalowana , że Kenneth w pierwszej chwili aż zaniemówił i dopiero po chwili , gdy Susan zaproponowała na początek łyk gorącej kawy, jako tako odzyskał panowanie nad własnym ciałem. Pił kawę małymi łyczkami, nawet nie podejrzewając , że Susan dodała do niej sproszkowanej viagry.

-          Ale numer! I nic nie wykapował?

-          Chyba nic , bo tylko spytał się gdzie dostaje taką dobrą śmietankę.

-          I dopiero się zaczęło...

-          Nic się nie zaczęło , bo Kenneth pomny swojej plamy ostatnim razem nie chciał za bardzo ryzykować następnej plamy i czekał na cud , który nie następował. Zamiast tego po chwili wypadły mu szkła kontaktowe. I dobry kwadrans zużyli nim udało się je odnaleźć na puszystym dywanie. Susan sprowokowała go na tym dywanie dyskretnie, ale on czując niemoc poprosił o następną kawę.

-          Kawę z wkładką?

-          Oczywiście następną dozę cudownego specyfiku. Po kwadransie wszystkie włosy jakie miał na głowie stanęły dęba i Susan uznała, że już nadeszła długo oczekiwana pora na zajęcie się niezależnym prokuratorem. Wzięła go pięknie w obroty. Skąd to dziecko znało tyle tricków to aż w głowie się nie mieści.

-          I?

-          I nic. Zaproponowała mu szampana . Zgodził się . Wypili cała butelkę. Jakby nowy duch wstąpił w niego, więc polała mu parę drinków od srewdrivera po bloody mary . Kenneth coraz bardziej zaczynał się rozkręcać i gdy już byli odziani tak jak ich Bóg stworzył i wydawało się , że w końcu do czegoś dojdzie, gdyż były wcześniejsze symptomy, że konieczny organ zaczyna pozytywnie reagować , Kenneth poprosił o krótką zwłokę w grze i zaaplikował sobie popijając bloody mary środek dopingujący .

-          Krople nasercowe?

-          Gdzie tam! Dwie błękitne pigułki! Następne dwie. Usiadł w fotelu i z zegarkiem w ręku spoglądał co chwila na sprawcę swojego nieszczęścia.

-          I w końcu zadziałało?

-          Tak , ale z jakim skutkiem. Wszystkie żyły wyszły mu na wierzch , a oczy prawie jak u ślimaka. Nie minęło kilka minut czasu , gdy cały spurpurowiał i zesztywniał z otwartymi oczami.

-          To taki z niego fiutek.

-          Tego nie powiedziałem, ja go zawsze miałem za nogę. Dlatego też zgodziłem się na to aby Janet właśnie jego mianowała na stanowisko niezależnego prokuratora.

-          I co dalej?

-           Dziecko próbowało nawiązać z nim kontakt , ale nie dawał znaków, choć prawdopodobnie rozumiał co wokół niego się dzieje. Mała wpadła w panikę . Na szczęście zadzwoniła nie na pogotowie tylko do mamy po radę. Całą noc biedne dziecko biegało z trzydziestego piętra do pobliskiej stacji benzynowej i taszczyło na górę za każdym razem po dwa worki z lodem. Zrobiła tak kilkanaście kursów , wydając wszystkie swoje ciężko zaoszczędzone drobniaki. Obłożyła workami z lodem niezależnego prokuratora i w końcu zadziałało nad ranem , zaczął powoli przychodzić do siebie. Kilka godzin i całkiem stanął na nogach. Ubrał się i nie wydając żadnego dźwięku poczłapał do swojego domu.

-          Ależ to fantastyczny numer. Media dałyby za to kupę szmalu.

-          Media ? Tak. Ale jaki to byłby cios dla całego naszego i tak już zblazowanego i skorumpowanego wymiaru sprawiedliwości. Właśnie te strategiczne względy mające na uwadze bezpieczeństwo narodowe zaważyły, że staraliśmy się zatuszować całą sprawę. Najbardziej niepocieszona była Susan. Cud , że dziecko już po kilkunastu seansach u psychoanalityka pozbyło się szoku. Stwierdziła , że od trzech lat , kiedy to pierwszy raz umówiła się z chłopakiem na randkę nie przeżyła podobnie beznadziejnego weekendu. Poza tym kilka tygodni pracy poszło na marne. Nic, a miało być głośno. Susan była przygotowana do zagrania swojej roli zdeprawowanej nieletniej. Telewizja , wywiady prasowe , a wszystko to na najprostszej drodze do Hoolywood. W pewnym momencie zaczęliśmy mieć kłopoty z jej starymi , bo nachalnie domagali się rekompensaty za krzywdy wyrządzone córce. Chodziło o niemałą kwotę i za bardzo nie było wiadomo skąd wziąć ten szmal, ale na szczęście nadeszły burze śnieżne i udało się te wydatki rozpisać podciągając je pod klęski żywiołowe.

-           

-                                                         **************************************

-           

-          Steve, podoba mi się w tej chińskiej knajpie. Fantastyczne żarcie. Byłem parę razy na chińszczyźnie, ale tamto nie dorównywało temu tutaj- zwierzył się Tom nie odrywając się ani na chwilę od jedzenia.

-          Mój drogi, rutyna. Trzeba wiedzieć , gdzie szukać. Poza tym kucharz już od paru dobrych lat zna moje upodobania i dobrze pamięta , że jestem bardzo nerwowy , gdy ktoś próbuje zrobić mnie w balona. Kelner ! Proszę jeszcze raz dwa drinki. Te co zawsze – zwrócił się do przechodzącego obok kelnera Steve.

-          Steve, skończyliśmy właśnie już trzeciego drinka. Nie boisz się , że jesteśmy na służbie?

-          A jakie to ma znaczenie? Kto nas sprawdzi? Kumple? Czy zdajesz sobie sprawę z tego ilu patałachów zawdzięcza mi swoje zasrane życie, tylko dlatego, że nie mogłem ich trafić ? Zresztą i tak pijemy do kolacji, z umiarem.

-          Ale ładnie zabulimy, nie wiem czy mi starczy szmalu, będziesz chyba musiał mi pożyczyć.

-          Tom, patrz i ucz się. Co mamy wymalowane na naszych samochodach?

-          We serve and protect.

-          No właśnie . My im pomagamy i chronimy, a oni też chcą się nam odwdzięczyć . Coś za coś. Wszyscy są zadowoleni , a gentlemani nie mówią między sobą o pieniądzach.

-          Za darmo?

-          Mhm, zresztą wpadam tutaj tylko raz na miesiąc. Każdy dzień miesiąca spędzam w innej knajpie według mojego grafiku.

-          Trzynaście trzynaście, zgłoście się mamy dla was robotę- zaskrzeczało w radiotelefonie.

-          Tu trzynaście trzynaście. Jesteśmy gotowi- odpowiedział Steve.

-          Jest zgłoszenie , bójka rodzinna. Wezwanie od sąsiadów. Sprawdźcie to. Podaję adres...

-           

                                         *******************************

 

-          Bill czy ty przypadkiem mnie nie bajerujesz?

-          Moja droga w naszym świecie iluzji wszystko można wziąć albo za bajer , albo za prawdę.

-          Bill, debata!

-          Na śmierć bym zapomniał – sięgnął ręką po pilota i włączył telewizor – jest, właśnie chyba się zaczyna .

-          Kogo obstawiasz?

-          Od kiedy znam Hilary to nie widziałem , aby była aż tak spięta.

-          Nic dziwnego, oko w oko z Moniką.

-          To nie to, coś musiało ją dobrze ugryźć, Monikę już dawno przetrawiła.

-          Ale zobacz jak Monika się znowu odstawiła , prawie jak w tym programie z Barbarą Walters. Wygląda jak dziewica Orleańska.

-          Idzie na całość.

-          Coś mi mówi, że nie chciałbym na miejscu Ricka stać tam między tymi dwoma damami ...

-           

                                       ***********************************

-          To na tej ulicy. Ponieważ jest to tylko jakaś zwykła kłótnia rodzinna, aby nie wystraszyć ptaszków przed dojechaniem na miejsce wyłączamy koguta – pouczał Steve.

-          Boisz się aby nie uciekli ?

-      To jedno, a drugie to , aby nie zakończyli przedwcześnie zadymy, bo wtedy musimy wracać z powrotem na patrol w miasto a tam nigdy nie wiadomo co się trafi. Tydzień temu przydzielono mi nowego policjanta, tak jak ty był świeżo po szkole. Pierwsza wyprawa na patrol. Zgłoszenie napadu na sklep jubilerski. Było nas tam chyba z dwanaście ekip, a myśmy przyjechali jako ostatni, zgodnie z moją regułą spiesz się powoli, a przeżyjesz bezpiecznie. Bandziory zostały zaskoczone w środku sklepu , bo ktoś z personelu uruchomił zakamuflowany alarm. Byliśmy zatem daleko od pierwszej linii ognia, a ten głupek wyskoczył na pierwszą linię i otworzył ogień z pistoletu. Chyba chciał już za pierwszym razem zostać bohaterem. Bandziory pochowały się za ladą , ale nie odpowiedzieli ogniem, bo wykapowali, że i tak wpadli i za duże ryzyko otrzymania od sędziego czapy. Głupek wystrzelał cały magazynek, zmienił na następny i zaczął znowu pruć. Niezbadane są wyroki Opatrzności. Ostatnia kula z drugiego magazynka trafiła w słup latarni i zrykoszetowała trafiając głupka i do tego płazem prosto w krocze. Po przewiezieniu do szpitala , diagnoza lekarzy była jednomyślna : omlet z dwóch jajek. Oczywiście dostanie niedługo awans i odznaczenie za rany poniesione podczas wypełnianie obowiązków służbowych i nieskazitelną postawę moralną. Dostanie odszkodowanie, być może wstawią mu protezę, a w najgorszym wypadku sprezentują jego żonie wibrator, ale ojcem to on nie zostanie już do końca życia. Jaki z tego morał ? Tom?

-          Gdyby kózka nie strzelała , to by jeszcze jaja miała.

-          To co jest. Wyrabiasz się chłopie przy mnie. Dobrze. Jesteśmy na miejscu. Nie jest to jeszcze najgorsza ulica. Wysiadamy.

                  Wysiedli z samochodu i podeszli do drzwi frontowych dużego piętrowego domu w stylu wiktoriańskim. Steve nacisnął kilka razy dzwonek , ale nikt nie otwierał drzwi. Spróbował przekręcić gałkę, ale drzwi były zamknięte.

-          Mam nadzieję, ze nikt nie robi nas w jajo. Sprawdzimy od tyłu.

                 Z tyłu o dziwo zastali drzwi lekko uchylone. Na korytarzu paliło się światło, a na schodach siedział na oko sześćdziesięcioletni łysy jak kolano mężczyzna i próbował przypalić sobie papierosa. Papieros w drżących wargach podrygiwał w dół i górę, a rozdygotane ręce trzymające zapalniczkę wykonywały nerwowe ruchy w płaszczyźnie poziomej. Nic dziwnego , że nie dał rady sobie przypalić. Steve jedną ręką przytrzymał papierosa , a drugą podsunął zapaloną zapalniczkę. Mężczyzna  głęboko zaciągnął się dymem.

-          Co tu za awantura?- zapytał Steve.

-          Nic się nie stało. – odpowiedział mężczyzna.

-          Jak to nic? Mamy wezwanie. Od sąsiadów. Awantura małżeńska. Jak się pan nazywa?

-          Martin. Martin Pasqinelli.

-          Tom – Steve odciągnął Toma na bok i szepnął mu – Idź do środka. Odszukaj żonę tego delikwenta. Sprawdź czy nie została pobita, a jeżeli nie została nawet pobita, to czy jest gotowa do podpisania skargi na męża. Jeżeli podpisze bierzemy gościa do paki i resztę naszej szychty spędzamy spokojnie na posterunku pisząc spokojnie raport. Ja tu go przypilnuję, a może uda mi się z niego coś niecoś wyciągnąć.

                    Tom zniknął za drzwiami prowadzącymi do części mieszkalnej. Steve zapalił papierosa i przez chwilę nic się nie odzywał.

-          Pogoniła z chałupy? – zagaił ze znawstwem Steve.

-          Mhm- odburknął Martin przypalając jednego papierosa od drugiego.

-          A ładnie to maltretować damę?

-          Kogo?

-          Żonę.

-          Nawet jej palcem nie tknąłem- obruszył się Martin.

-          Znamy takich, same niewiniątka.

-          Szefie! O Boże! - Tom wrócił szybko, można było poznać , że jest lekko podekscytowany- Ona nic nie podpisze.

-          Urwał nać ! Chodź do samochodu na chwilę.

-          Steve , mój Boże, ta baba to...

-          Tom, wszystko się tu zaczyna komplikować. Leć do samochodu i przynieś tę flaszkę wody ognistej, którą dostaliśmy na wyjściu z tej chińskiej knajpy. Migiem . Nie zapomnij o kubkach.

                  Tom wrócił szybko. Steve wziął od niego plastikowy kubek i napełnił go do połowy z butelki.

-          Napij się – Steve wręczył kubek Martinowi – to dobre na każdy stres.

                  Martin szybko opróżnił zawartość jednym szybkim haustem.

-          Fiu, fiu – zagwizdał Steve- mamy tu przed sobą fachowca. Gdzie żeś się tak nauczył grzać wódę?- Steve napełnił znowu kubek i wręczył Martinowi.

-          U czerwonych w Wietnamie.

-          Jak u czerwonych? To po czyjej ty byłeś stronie?

-          Jak po czyjej? Po naszej. –obruszył się Martin i wytrąbił do dna zawartość kubka. –Byłem w niewoli przez pól roku zanim nie uciekłem. A że oficer wywiadu, który mnie przez ten czas przesłuchiwał był Ruskiem i lubił wypić, ale cholernie nie cierpiał pić do lustra, więc, aby przetrwać musiałem nauczyć się mu towarzyszyć, bo jego sojusznicy Wietnamczycy małe kurduple wykładali się już po pierwszej szklance, a Rusek miał swoje zasady : jeżeli pić to tylko pełnymi szklankami, bo jak mawiał wtedy można tylko poznać naprawdę kto jest wróg , a kto przyjaciel. Po pół roku miałem już tego dość i gdy wszyscy nad ranem leżeli zalani lub wywracali żołądki na lewą stronę, wsiadłem w rosyjski helikopter i przyleciałem do swoich. Witano mnie jak bohatera. Następne pół roku spędziłem w szpitalu polowym . Na odwyku. Tam poznałem Ritę. Moją żonę. Była piękna ,wysoka, szczupła, długie blond włosy... jak Barbie, wszyscy mi jej wtedy zazdrościli. Mówili, że jestem w czepku urodzony. Wojna niedługo się zakończyła. Wróciliśmy do   Ameryki . postanowiliśmy się pobrać. Powiedziałem na ceremonii – tak, a kwadrans już później gorzko tego żałowałem. Żałuję tego do dzisiaj. To chyba kara za moje grzechy w tym życiu... a może i w poprzednim.

-          No to jeszcze po maluchu – Steve podał Martinowi następny kubek.

-          Jestem tylko marnym pyłkiem- wymamrotał Martin i opróżnił zawartość kubka.

-          Człowieku! – obruszył się Steve- jesteś mężczyzną , więc zachowuj się jak mężczyzna!

-          Mężczyzną? Jakim mężczyzną? W dzisiejszych czasach? Kiedy jeden głos zwariowanej baby jest więcej warty niż tysiące namacalnych dowodów ? Bzdura. A ci faceci co mają jeszcze coś do powiedzenia zgodnym głosem wtórują babom , aby dzięki temu wspinać się wyżej po drabinie awansów i zdobywać w imię demokracji głosy wyborców...

-          Zdaje się , że masz zbyt pesymistyczne podejście do życia – podsumował wynurzenia Martina Steve dolewając z butelki do kubka – to wleje w ciebie trochę optymizmu.

-          Tom – Steve odciągnął go na bok – rozejrzyj się tu z tyłu domu zdaje się , że widziałem tam jakiś durszlak i kij od miotły . Przynieś też z samochodu taśmę klejącą.

-          Co to jest durszlak ?

-          To taki półkolisty garnek z dziurkami do odcedzania spaghetti. A spaghetti to taki bardzo długi makaron, im dłuższy tym lepszy. Najlepszy to jest taki , że jeden koniec jeszcze jest w ustach, kiedy ten drugi wystaje już  z dupy.

               Tom uwinął się szybko.

-          Mam szefie. A na dodatek znalazłem jeszcze ten kij baseballowy.

-          Fantastycznie – pochwalił go Steve po czym włożył na głowę Martina durszlak i zaczął go przymocowywać na stałe do jego głowy przy pomocy taśmy klejącej – z tym będziesz bezpieczny, do rączki kij , a dla odwagi jeszcze jednego malutkiego drinka – wymusił w zdezorientowanego Martina  wypicie do końca zawartości kubka . – Teraz do boju! Pokaż jej kto tu jest panem.

               Mimo znacznej ilości wypitego alkoholu Martin jednak nie wzbudzał zbytnio wielkiej ochoty do podjęcia działań wojennych. Chwycił się poręczy schodów i z trudem obu policjantom przyszło oderwanie go, postawienie na nogi i wykierowanie w stronę drzwi do mieszkania. Martin nie wydał żadnego dźwięku , ale się stawiał. W ostatnim odruchu próbował jeszcze uchwycić się futryny drzwi, ale z niemałym wysiłkiem policjanci przepchnęli go na drugą stronę zamykając za nim  w końcu drzwi.

-          Uf, odsapnął Steve- facet ma jeszcze kupę krzepy , tylko za bardzo nie wie w jakim kierunku skierować swoją siłę, ale za chwilę powinien się trochę rozruszać.

-          Steve, nie za bardzo jestem tego pewien, gdybyś zobaczył tą babę... – nie dokończył , bo za drzwiami odezwały się krzyki niewiasty, a gałka drzwi gwałtownie drgnęła.

-          Nie tak szybko moja pani- Steve szybko chwycił gałkę i zatrzasnął drzwi nie puszczając gałki – nadszedł czas wyrównania rachunków.

               Za drzwiami toczyła się regularna bitwa. Głuche dość regularne odgłosy ciosów przeplatane były żeńskimi okrzykami.

-          Widzisz Tom jak się takie rzeczy załatwia. A i nasz superintendent będzie zadowolony bo jego żona udziela się aktywnie w organizacji sponsorowanej przez władze stanowe , zwalczającej przemoc domową i maltretowanie kobiet. Tego gościa wsadzamy do paki, chyba ci go nie żal , przez takich patałachów przegraliśmy tę wojnę w Wietnamie, a panią domu zaopiekuje się troskliwie organizacja. Damy mu jeszcze w ramach rewanżu- Spojrzał na zegarek – dokładnie trzy minuty czasu.

 

                                            *********************************

-          .... babciu, co ty możesz wiedzieć o młodzieży?!- młody szyderczy głos z telewizora dobiegł ich w ostatnim stadium kolejnego zwarcia.

-          To Monika! – zawołała Joanna.

-           Nieźle – odburknął zadyszany Bill.

-          .... o młodzieży  a nie zdezelowanych dziwkach, szukających przygód w małżeńskich sypialniach!

-          Nieraz widziałem Hilary w takim stadium i wiem czym to się kończy. Czarno widzę – zawyrokował Bill.

-          ... przecież babciu to jest prawo podaży i popytu.

-          Kulturalnie to się nie skończy – przytaknęła Joanna.

-          ... mogłabym więcej powiedzieć na twój temat i wypraszam sobie nazywanie mnie babcią, ty... –dalszy ciąg dialogu zagłuszyło piszczenie.

-          ... a ty to może lepsza, stara...- znowu resztę pokryły piski.

-          Cenzura zagłusza, przekaz leci na siedmiosekundowym opóźniaczu to mają czas wychwycić – stwierdził Bill . – A teraz co?! Puścili reklamę?! W najlepszym momencie?!- Bill zdenerwowany chwycił za telefon. –Natychmiast połączyć mnie z szefem tego programu , gdzie leciał ten przekaz z debaty! ... Dobrze czekam ...Z tej strony Prezydent, może mi pan wyjaśnić powody przerwania  transmisji debaty? ....A mnie to gówno obchodzi i gówno obchodzi ponad dwieście milionów obywateli!... Może pan sobie cenzurować co chce, ale zgodnie Freedom Information Act  ja to widzę na ekranie i to migiem!... Moje prywatne gacie to praliście przez ponad dwa lata i nic wam nie przeszkadzało! ... Jeszcze jestem Prezydentem i mogę podesłać wam FCC i parę innych komisji , która jeśli nie zamkną waszej budy , to skutecznie uprzykrzą wam życie... A cenzurujcie sobie , ja i tak dokładnie i ze szczegółami znam zasób słownictwa obu kandydatek, ale ma być obraz .... I już jest obraz  i po co ta cała awantura?.... Tak,  OK. i żeby to było ostatni raz. Bye,bye.

-          Bill wspaniale go opieprzyłeś. Popatrz dwie panie zeszły ze swoich podestów. Szkoda, że nie słychać co mówią.

-          Jeszcze chwila i jak tak będą dalej machać rękami to sobie wydłubią oczy. Popatrz na Ricka, gość zalewa się łzami ze śmiechu.

 

                                                        **********************

-          Rick! Rick! Opanuj się. Zachowaj powagę. Ja wiem, że czujesz się jak w cyrku, a nie na debacie, ale musisz zachować postawę. Rick ? Rick? Słyszysz mnie? Jeżeli mnie słyszysz to podnieś prawą rękę do połowy w górę. OK. , a więc słyszysz , rób co chcesz , ale przestań się śmiać , najlepiej przypomnij sobie coś smutnego, albo wyobraź sobie , że przegrałeś te wybory, co cię znowu tak rozbawiło?

 

 

                                                      ************************

-          Dopiero minęły dwie minuty! Zdaj się na moje doświadczenie! – uspokajał Toma Steve.

              Cisza zapadła nagle. Steve z niedowierzaniem pokręcił głową.

-          Wkraczamy do akcji – podjął decyzję Steve i pchnął mocno drzwi wejściowe – Jezu Chryste! On ją zakatował! Zobacz co on z nią zrobił! Czegoś podobnego już dawno nie widziałem!- pokazał na leżące do góry plecami ciało w kałuży krwi.

-          To on...

-          Co on zrobił? Co ona ma na głowie? I ta srebrna taśma ?

-          To był ten ...durszlak – wyksztusił z siebie Tom.

-          Człowieku przecież to niemożliwe! To nie może być on! Zaraz go znajdę! – Steve ruszył w głąb mieszkania. Wrócił po minucie w momencie gdy Tom zaczął próbować odkleić srebrną  taśmę.

-          Wsadziliśmy gościa pod kafar. Przetnij tę taśmę scyzorykiem. Czemuś mi nic nie powiedział o tej babie?

-          Szefie, próbowałem , ale szef nie słuchał.

-          Przecież ta baba wygląda jak słoń, a pyskata jak nie wiem co!

-          To jak, bierzemy ją ? – zapytał Tom.

-          Najpierw to odbierz jej ten kij baseballowy, szczęściem , że w porę udało mi się zrobić unik i trafiła mnie tylko w koniuszek ucha , bo gdyby trafiła w głowę to już bym z tobą nie rozmawiał, zobacz! – Steve pokazał mu zaczerwienione ucho – jeszcze mi szumi w tym uchu.

-          Szefie na każdą akcję, ale ja już ją widziałem i to mi wystarczy. Teraz widzę jego i za żadne skarby nie pójdę. Może lepiej wezwiemy posiłki?

-          Tom, czy ty nie rozumiesz, że ta sprawa wymyka się spod wszelkich statystyk. Przemoc domowa, jak mnie uczono na wszystkich kursach to sprawa standardowa i rutynowa i nie ma znaczenia kto kogo pobił, gdyż kobieta jako płeć słabsza zostaje w domu, a facet zawsze ląduje w więzieniu. Ewentualne nieścisłości wyjaśniają sobie krócej lub dłużej w zależności od zamożności i pazerności adwokatów w sądzie. Przecież  nie wsadzę do kicia faceta, który wygląda jak befsztyk tatarski, bo mam jeszcze sumienie, a gdyby nie moja dalekowzroczność to mogłoby być jeszcze gorzej. Widać, że facet jeszcze żyje. A jeżeli jeszcze żyje , to dzięki komu i dzięki czemu ? Dzięki  mnie i dzięki temu, że miał zabezpieczoną głowę kaskiem.

-          Durszlakiem.

-          Aleś ty prozaiczny.

-          Trzynaście trzynaście! Sprawdziliście miejsce? – zaskrzeczał radiotelefon.

-          Tu trzynaście trzynaście- odezwał się Steve – jesteśmy na miejscu. Mężczyzna, wiek ponad sześćdziesiąt lat , weteran wojny wietnamskiej, prawdopodobnie na bani, według zeznań przypadkowych świadków bawiąc się w wojnę przewrócił się na schodach i dotkliwie poturbował. Wezwijcie na miejsce ambulans.

-          OK. Zostańcie tam do momentu przybycia ambulansu.

 

                                                               **********************

-          Rick ! Od pewnej chwili nie ma cię już na wizji. Telewizja pokazuje tylko te dwie wariatki. Zainteresowanie twoją osobą według nie tylko naszych ustaleń gwałtownie spada. Telewidzowie dobrze się bawią mimo praktycznie braku dźwięku, który obcinany jest przez cenzurę. Wyciągnij swoją komórkę musimy porozmawiać.

-          Hallo, tu Rick. To co według  was mam robić?

-          Musisz wejść na wizję?

-          Włączyć się do tej ściepy?

-          Jesteś gentlemanem. Więc zachowaj się jak gentleman.

-          To znaczy?

-          Musisz po gentlemańsku rozdzielić obie panie i doprowadzić je na swoje miejsca. Użyj siły swojej perswazji, zaapeluj o rozsądek , rozwagę itp. ,itd. Chcesz coś więcej?

-          Nie trzeba , poradzę sobie.

-          Trzymaj się.

 

                                                               **************************

-          Zobacz Bill,  Rick się pojawił.

-          A myślałem, że on już siedzi w tawernie i ogląda transmisję popijając piwo.

-          Włączył się do dyskusji.

-          Po co on się tam pcha z tymi łapami?

-          Wygląda na to, że próbuje je rozdzielić i odesłać na swoje miejsca.

-          Przecież on jest dziecinny, na co on liczy?... popatrz jak zgarnął po głowie torebką od Hilary... a teraz na drugą nogę od Moniki !

-          Zobacz Bill, Hilary wyciągnęła komórkę i gdzieś dzwoni... o i Monika też!

-          Czarno widzę.

 

                                                   *********************

-          Trzynaście trzynaście! Jesteście tam?

-          Tu trzynaście trzynaście, jesteśmy, właśnie ambulans zabiera delikwenta.

-          Mamy dwa zgłoszenia z tego samego miejsca. Jedźcie do Centrum Konwencji, tam leci teraz debata. Przemoc fizyczna wobec dwóch dam biorących udział w debacie. Steve ty masz doświadczenie w tych rzeczach , sprawa delikatna , zgłoszenie trzeba sprawdzić, w razie wątpliwości kontaktujcie się z nami. Uwaga podaję namiary...

                                                         ******************

-          Bill przestań już w końcu grać na tym saksofonie – poprosiła Joanna.

-          Gra wstępna do następnego aktu – odparł Bill odkładając saksofon.

-          Jakiego aktu? Co miałeś na myśli? Chyba nie masz ochoty jeszcze raz...?

-          Dlaczego by nie? A tak na marginesie chciałem abyś poczuła się jak w starym kinie, leci obraz ale bez głosu, dawniej muzyk grał na fortepianie w najgorszym przypadku na pianinie, my jesteśmy w tym najgorszym przypadku bo mamy tylko saksofon, cofamy się moja droga do ery kamienia łupanego.

-          Popatrz pojawiło się dwóch gliniarzy!

-          A nie mówiłem! Wyjaśniło się w jakim celu użyły komórek. Przerąbane...

                      

                                                          ***********************

-          Tom , dobra nasza! Dwie baby, pardon , dwie damy są gotowe do podpisania skargi na tego gentlemana. Napaść fizyczna , zniewaga słowna.  Zeznania obu dam są kropka w kropkę identyczne. Jest tylko jeden dylemat. Lecimy na żywo w telewizji, przeczesz swoje włosy, lecimy na żywo, a ja nie mogę złapać łączności z dyspozytorem,  żeby  ktoś na górze dał  hasło co z  tym robić .  Rozmawiałeś z Rickiem?

-          Mówi, że nic się nie stało, chciał rozdzielić skłócone kobiety.

-          Standardowa wymówka. Idź jeszcze pogadaj z nim . Powiedz co mu grozi. Ja spróbuję jeszcze się połączyć.

 

                                                       ******************

-          Panie burmistrzu ,  jesteśmy w kropce, zapewne pan ogląda telewizję i wie o co chodzi?

-          Jakie daliście im instrukcje?

-          Żadnych! Było zgłoszenie więc musieliśmy wysłać na odczepne jeden patrol.

-          Przecież ty jesteś całym szefem policji , superintendentem, i powinieneś wiedzieć o co chodzi.

-          Ale podlegam panu,  a w tej sytuacji, będąc na widoku opinii publicznej sytuacja zmierza zgonie z miejscowym prawem w jednym kierunku.

-          Tak uważasz?

-          Oczywiście. Dwie baby chwyciły się za łby, a przy próbie pojednania zgodnie zwróciły się przeciwko swojemu wybawcy.

-          Jakie widzisz  wyjście?

-          Żadnego. Chyba , że pan jako pierwszy po Bogu w tym mieście da mi  służbowe polecenie, ale jutro rano i pan i ja  będziemy się ostro tłumaczyć, przed prasą, telewizją, feministkami, sufrażystkami , lesbijkami i jeszcze innymi tego typu ruchami popierającymi wolność i konstytucję.

-          Nie licz na moją decyzję, bo od tego to ja mam ciebie. Jakie widzisz z tego wyjście?

-          Tylko jedno.

-          Jakie?

-          Wola Nieba! Zostawić sprawę na żywioł.  Zawsze będzie można zwalić winę na krawężnikowych policjantów, w najgorszym wypadku z powodu niekompetencji moich ludzi podam się do dymisji, a pan jako burmistrz zadecyduje czy ją przyjąć, czy odrzucić.  Burmistrz i honor miasta pozostają czyste.

-          Całkiem niegłupie. A  ten patrol, to kto ?

-          Jeden nowicjusz i drugi doświadczony w tych sprawach.  Tylko że, od kwadransa bombardują nas na wszystkie możliwe środki łączności. Chcą instrukcji, a my ich nie mamy , więc nie podejmujemy kontaktu.

-          Tak trzymać. Może w końcu te kobiety się znudzą?

-          Panie burmistrzu....

-          Co jeszcze?

-          Gdyby pan w razie czego miał jakąś robotę na oku dla mnie...

-          Nie przejmuj się . No , to na razie.

 

                                                              *********************

-          Steve! Rick mówi, że ma ten inmu... inmu ... tego tam....

-          Immunitet.  I co jeszcze ?

-          I ... i ... że ma to wszystko w dupie. Nic nie będzie podpisywał.

-          Widzisz co tu mam ? – Steve pokazał dwie kartki w lewej dłoni- .  Podpisane . In blanco. Przez dwie damy. Resztę możemy sobie tak jak zawsze rutynowo sami dopisać. Jedna rzecz mnie martwi. Nie mogę się połączyć z dyspozytorem, w żaden sposób, ani przez radio , ani nawet przez telefon. Lecą z nami w palanta.

-          Co robimy?

-          Tracimy nasz czas. Telewizja kręci nas na okrągło, a jutro będziesz mógł sobie zamówić z tego kasetę za jedyne dwieście pięćdziesiąt baków.  Do końca szychty zostało nam jeszcze prawie cztery godziny, więc gra na czas nie ma najmniejszego sensu. Mamy dwie skargi w ręku i zgodnie ze standardową procedurą.... już wiesz.... cokolwiek zrobimy i tak będzie na nas . A zawsze byłem ostrożny, to się w bani  nie mieści, aby tak głupio dać się wkopać. Masz kwodra?

-          Z monet tylko pięć centów.

-          Dawaj.... Zobacz z jednej strony głowa jakiegoś faceta, pewnie prezydenta , jak wypadnie to go bierzemy ze sobą.  Z drugiej strony to chyba Biały Dom, jak wypadnie .... no to co?

-          To chyba wracamy do domu.

-          Dobra rzucaj.

-          Biały Dom! Wracamy do domu.

-          Mhm...A po drodze weźmiemy ze sobą na posterunek Ricka... Jaśnie Panie podpisały..... Wola Nieba .....Taka procedura , facet leci do paki. Idziemy!

Podeszli oboje do Ricka stojącego na uboczu.

-Rick! – zwrócił się do niego  Steve- Co tam masz w tylnej kieszeni?

-Nic. – odpowiedział Rick sięgając odruchowo prawą ręką do tyłu i poczuł nagle zimny uchwyt kajdanek na prawym nadgarstku, drugi koniec Steve zatrzasnął na swoim lewym .

-Panowie! Proszę o uśmiechy jesteśmy na żywo w telewizji. Rick idziesz z nami.-zakończył Steve.

 

                                                     *************************

-          Rudolf!

-          To ty Rick! Jak ci leci?

-          Jak to ? Nie wiesz? Jesteś burmistrzem i nie wiesz , że twoi ludzie wsadzili mnie do pierdla!

-          Skąd dzwonisz?

-          Z  komórki.

-          O zostawili ci telefon! Nie możesz  narzekać .

-          Rudolf , wkopałeś mnie z fotelem senatora, teraz mnie z tego wyciągnij!

-          Z kandydowania?

-          Nie ! Z pierdla!

-          Rick , zrelaksuj się , ale dużo teraz nie mogę zrobić.

-          Jak to nie możesz , ty pan i władca?

-          Mam na głowie tabun dziennikarzy, drugie tyle czyha pod aresztem czekając na nasz błąd.

-          Jaki nasz błąd?

-          Rick, zgodnie z zaostrzoną w tego typu sprawach na polu męsko- damskich bójek procedurą dopiero w poniedziałek rano sędzia zadecyduje czy możesz wyjść za kaucją, a jeżeli masz czysty rekord nawet bez kaucji...

-          Rudolf ! Przecież mamy dopiero piątek , wieczór, nie chcesz chyba , abym zabawił tu do poniedziałku? Co z moim bankietem? Przecież jesteś burmistrzem i jedno twoje słowo może wypuścić mnie na wolność.

-          Rick . I am so sorry…

-          Rudolf! Kończy mi się bateria!

-          Rick trzymaj się do poniedziałku. Jeszcze nie wszystko stracone. Przed wyborami będzie musiała odbyć się twoja sprawa. Na pewno wygrasz!  Lecę teraz zajmę się twoim bankietem. Postaram się utrzymać naszych sponsorów...

-          Rudolf! Tu nawet nie ma łóżka , tylko metalowa ławka!

-          Rick trzymaj się ... Rick? ... Rick?...Rick?!

 

 

                                                  ************************

-          Wy  idioci , debile, prymitywy, a szczególnie ty Steve- pieklił się superintendent

-          Yes sir, ale o co chodzi?- zapytał Steve.

-          O co chodzi?! Żeby wsadzić do paki kandydata na senatora popieranego przez  naszego burmistrza? Trzeba być ostatnim kretynem!

-          Działaliśmy według standardowych instrukcji, sir.

-          Was już tu nie ma ! Poszukajcie sobie lepszej roboty, jeżeli ta  była za ciężka! Won! A po drugie interwencja weteranów wojny wietnamskiej! Won stąd ! Na bruk!

             Na biurku superintendenta zdzwonił   intercom.

-          Sir, Biały Dom na linii.

-          OK., odbieram- superintendent wcisnął guzik i podniósł słuchawkę- Hallo, tak.... tak.... cała przyjemność po mojej stronie..... ależ oczywiście działali zgodnie z prawem.... to jedni z moich najlepszych policjantów.... tak?.... ale my też cierpimy na brak ludzi do pracy....nie ma sprawy  życzenie Pierwszej Damy z Białego Domu dla mnie jest rozkazem.... oczywiście natychmiast.... tak jest... wysyłam natychmiast... do zobaczenia.

            Superintendent odłożył słuchawkę i przez chwilę bawił się w rękach ołówkiem- Steve i  ty drugi tak prywatnie między nami to was wypieprzam stąd i mówię wam : won,  a oficjalnie macie spakować się jak najszybciej i zameldować się w sztabie głównym policji waszyngtońskiej, życzenie Białego Domu, moje gratulacje, ale odtąd  trzymajcie się z daleka od Nowego Jorku.

-          Yes sir – odpowiedzieli równocześnie.

 

 

 

                                                  Donat Wądołowski-Ostoja

 

( część większej całości)

ă Copyright Donat Wadolowski- Ostoja

ąłą

Thanks for visiting our site!

DONAT WADOLOWSKI-OSTOJA
dwostoja@yahoo.com

WSZELKIE PRZEDRUKI MOŻLIWE ZA UPRZEDNIĄ PISEMNĄ ZGODĄ AUTORA