WHITE TANGO_____BIALE TANGO Donat Wadolowski-Ostoja

OPIEKA

Home
WHITE TANGO - english
BIALE TANGO- POLSKI
BIG GAME
DLACZEGO
DEALER
OPIEKA
JAK DOSTAC
SESJA
LAPANKA
CONTACT US

DONAT WĄDOŁOWSKI- OSTOJA

 

                                                WŁAŚCIWA  OPIEKA

 

W izbie przyjęć na noszach leżał młody mężczyzna. Jego lewa, nienaturalnie wykręcona noga pozbawiona była buta.

-         Ładne buty!- przywitałem się z uśmiechem.

-         Noga! – zasyczał młody człowiek.

-         Widzę przecież, że złamana – odparłem spokojnie, aby nie denerwować pacjenta.

-         Jak długo tu będę jeszcze czekał?

-         Narty?- zmieniłem drażliwy temat.

-         Tak. Dlaczego, do diabła, panie doktorze, ja tutaj tak długo czekam? – denerwował się pacjent.

-         Proszę zachować spokój i nie wpadać w panikę- starałem się go uspokoić.

-         Jak długo jeszcze mam czekać?- już trochę powoli spuszczał z tonu.

-         Dam sobie głowę uciąć, że w kolejce przy wyciągu na nartostradę czekał pan bez najmniejszych objawów zdenerwowania, nieprawda?

-         No tak,... ale przy wyciągu byłem jeszcze cały i zdrowy. Czy mógłby mi pan zaaplikować środek przeciwbólowy?

-         Unikamy stosowania w nieuzasadnionych przypadkach środków farmakologicznych. Zapewne wie pan z całą pewnością, że wszystkie one mają działanie uboczne. Stosujemy inne metody – łagodnie perswadowałem.

-         Proszę rozluźnić mięśnie, skupić się i patrzeć mi prosto w oczy- wbiłem w niego swój wzrok.

-         Te... te środki przeciwbólowe, skończyły się?- przerwał mi, sprowadzając mnie z powrotem na ziemię.

-         I jedno i drugie- odparłem nie odrywając od niego wzroku.

-         A to drugie, to co?

-         Jedno to brak środków finansowych, skończył się limit, a co za tym idzie to drugie -nie ma podstawowych środków, bo nie ma za co ich kupić. Ale nie jest aż tak źle, bo wypracowaliśmy tutaj metodę środków zastępczych.

-         Mógłbym zapłacić z własnej kieszeni.

-         Wykluczone. Za godzinę mielibyśmy tu na miejscu co najmniej z 15 ekip telewizyjnych. W polityce już od dawna sezon ogórkowy, nic się nie dzieje, nuda, więc jechaliby po nas we wszystkich serwisach informacyjnych jak na łysej kobyle co najmniej przez tydzień z okładem. Zatem wróćmy do meritum naszej sprawy. Proszę rozluźnić mięśnie, skupić się i patrzeć mi prosto w oczy- wbiłem w niego swój wzrok.- zaraz wprowadzę pana w stan hipnozy.

-         Czy pan jest parapsychologiem, czy tylko hipnotyzerem?

-         A czy to ma jakieś znaczenie? I czy  ja się pana pytam, którą nogę ma pan złamaną? Rozprasza mnie pan, rozprasza pan siebie. Proszę nie gadać, tylko patrzeć- kontynuowałem seans.- Ból staje się coraz słabszy...słabszy...słabszy. To już nie ból, to tylko wspomnienie po bólu. Jest pan spokojny, spokojny, bardzo spokojny, nic i nikt nie jest w stanie wyprowadzić pana z równowagi...pańska noga wcale nie boli...zapomniał już pan co to znaczy ból...i jest pan w stanie spełnić każde moje polecenie. A skoro tak to na początek uda się pan o własnych siłach na drugie piętro do gabinetu ortopedy. Winda nie działa, ale co to za problem dla sportowca wejść samodzielnie po schodach na drugie piętro. Nie czuje pan bólu, ani nie denerwuje pana to, że trzeba będzie dość długo poczekać na stojąco w kolejce. Narciarzy jest wielu sam pan o tym najlepiej wie, wystarczy takiemu byle dwie deski i potem leci na łeb na szyję ze stoku w dół...a etatów dla ortopedów na lekarstwo. Lekarze wchodzą i wychodzą, są zajęci, mają własne problemy. Pielęgniarki biegają po korytarzach od drzwi do drzwi, te to dopiero mają problemy. A pan jest spokojny, zdecydowanie spokojny, bo nic pana nie boli, ani nie denerwuje, nie ma pan problemów jest pan okazem szczęścia i zdrowia. Wreszcie wchodzi pan do gabinetu. Wtedy się okaże, że nie jest pan zarejestrowany, bo wynikły drobne niejasności, czy może pan być przyjęty przez naszą placówkę z powodu przynależności do innej kasy chorych, bądź innego Narodowego Funduszu Zdrowia i ktoś musi zbiec na parter, aby wyjaśnić te drobne niejasności, które mogą zająć trochę czasu. Przecież nie pobiegnie tam lekarz, bo nie ma na to czasu, a tym bardziej pielęgniarki, bo mają już dość własnych problemów. Jedyną osobą wykazującą żywotne interesy w tej sprawie jest tylko i wyłącznie pan. Pan problemów nie ma, więc osobiście pofatyguje się na dół. Wraca pan tryumfalnie na drugie piętro z kartą rejestracyjną. I jest bardzo dobrze, bo dopiero wówczas ortopeda będzie mógł pana skierować na prześwietlenie nogi.

-         Uff... i już po wszystkim...

-         Skądże znowu! To dopiero początek, ale na pewno jest pan na najlepszej drodze. Zatem udaje się pan na czwarte piętro do gabinetu rentgenowskiego. Następnie zejdzie pan na parter do rejestracji i poczeka cierpliwie na wyniki. Jest pan spokojny, cierpliwy i wyrozumiały, bo przecież pan nie ma żadnych problemów. A kiedy już wręczą panu zdjęcie, zjawi się pan ponownie u ortopedy. Zabrakło gipsu? Nic to! Zbiegnie pan na jednej nodze...

-         Na jednej nodze?

-         A czy ma pan inne bardziej racjonalne wyjście? Kontynuując, zbiegnie pan na jednej nodze -ortopeda może się zniecierpliwić i przyjąć następnego pacjenta-na jednej nodze do magazynu w piwnicy i przyniesie ze sobą dwie dziesięciokilogramowe puszki...

-         A po co ta druga?

-         Dla równowagi...jest pan nadal spokojny i bezproblemowy i lekarz w nagrodę  za kulturalne zachowanie nóżkę pięknie nastawi i zagipsuje. I to byłoby na tyle. I tak ma pan szczęście, że to nie jest złamanie otwarte, bo dopiero wtedy miałby  pan balet na całego: nici chirurgiczne, bandaże, sączki, szczepienia na żółtaczkę itp. itd.  A nie daj Boże zawał serca, procedura byłaby jeszcze bardziej skomplikowana, zatem warto prowadzić zdrowy tryb życia... widzę, że już następnego pacjenta prowadzą... pewnie z tego samego stoku. Proszę teraz wstać i udać się spokojnie na drugie piętro. Niech pan tylko nie pomyli kolejności, bo może to panu niepotrzebnie zabrać dużo więcej czasu. A za miesiąc jak pan będzie w drodze na naszą nartostradę niech pan wpadnie do nas wcześniej na zdjęcie gipsu.

-         Bardzo dziękuję panie doktorze. Czuję się teraz o wiele lepiej, jestem naprawdę spokojny, silny i bezproblemowy.

-         Drobiazg, ale kto powiedział panu, że jestem doktorem?

-         Mietek! Mietek! – zagrzmiał tubalny bas ordynatora za drzwiami. Wybiegłem natychmiast.

-         Co jest do diabła, gdzieżeś się podziewał? –pieklił się ordynator-  już od paru minut czekam na mój płaszcz. W końcu jest pan u nas portierem i za to panu płacimy, tak czy nie?

-         No...tak.

-         I dorzuć węgla do pieca w kotłowni, bo znowu na ciebie psioczą pacjenci, że im za zimno.

 

Copyright Donat Wądołowski -Ostoja

 

 

DONAT WADOLOWSKI-OSTOJA
dwostoja@yahoo.com

WSZELKIE PRZEDRUKI MOŻLIWE ZA UPRZEDNIĄ PISEMNĄ ZGODĄ AUTORA